Hotel: luabay Lanzarote Beach

Bardzo nam zależało na tym, by podzielić się z Wami naszymi wspomnieniami niejako na gorąco, gdyż wróciliśmy do Warszawy raptem 5 dni temu. Na naszym blogu będą pojawiały się wpisy na temat naszych podróży sprzed roku czy nawet kilkudziesięciu miesięcy, będą posiadać mniej użytecznych informacji ze względu na pamięć o tamtych wydarzeniach, która z czasem niestety zanika. Dobrze, że chociaż zdjęcia się ostały 🙂

Wycieczkę kupiliśmy za pośrednictwem portalu wakacje.pl – wszystko sprawnie bez zarzutu. Cena atrakcyjna, kontakt z portalem bez zarzutu. Dokumenty otrzymaliśmy via e-mail, natomiast po powrocie ze skrzynki wyjęliśmy te same dokumenty w wersji papierowej (po co to wysłali później? nie wiem). Wycieczka była organizowana przez biuro podróży Neckermann.
Wylot z W-wy późnym popołudniem, na wyspach wylądowaliśmy wieczorem. Dla zainteresowanych lot trwa około pięciu godzin. Warto wcześniej się zaopatrzyć w jedzenie, te serwowane na pokładzie znalazło swoich nabywców, ale przyznam że jakość daleka od pożądanej. W strefie bezcłowej kupiliśmy najdroższą wodę nie gazowaną i najdroższe ciastka wedlowskie, jednym słowem paranoja – w tej cenie moglibyśmy kupić wcześniej dwa razy tyle w/w produktów.
Na pokładzie samolotu, byliśmy co godzinę „zaspokajani” jedzeniem oraz próbami sprzedaży różnych produktów od zegarków przez perfumy, papierosy po alkohol i gadżety typu firmowy długopis czy samolot zabawka. W folderze żona znalazła info, że mają w ofercie takie produkty gdyż wycieczki są coraz tańsze i linia lotnicza musi jakoś zarabiać. Rozumiem ich, nie kupiliśmy nic a była super oferta na zegarek Aviatora za jedyne 480 zł. 😉
Wyspy przywitały nas mocnym wiatrem, po odebraniu bagażów ścieżka do autokaru to spacer farmera z dmuchawą przed twarzą. „Nieźle się zaczyna!” powiedziała żona zajmując miejsce w naszym transporcie do hotelu.
Przyjęcie do hotelu oraz dotarcie do pokoju, chwilę trwało ale obeszło się bez większych problemów.

Pierwszy dzień. Nie mamy doświadczenia w wyjazdach zagranice, stąd (zakładam, że inny też tak robią) wszystko robi się na czuja. Śniadanie obfite, stół szwedzki w/g żony wszystko tłuste natomiast dla mnie … siódme niebo. Bardzo dobre jedzenie, zdarzały się „wypadki”, gdy po pierwszym gryzie zbierało się na wymioty. Szczególnie tu chcielibyśmy uprzedzić, że prawie wszystkie ciasta, ciastka, słodycze mają podwyższoną ilość cukru – what the fuck? – jesz ciacho i czujesz, że gryziesz cukier.
Przez cały pierwszy dzień wiało i to mocno, na plaży czerwona flaga. Na basenie morsy wyległy: piękne 120 kilowe Niemki i równie atrakcyjne 125 kilowe Brytyjki. Kilka słów na temat hotelu. Ewidentnie widać, że przeszedł kompletny remont, a nawet zdarzało się podejrzeć i usłyszeć dalsze prace remontowe na wyższych piętrach. Otrzymaliśmy pokój na parterze, z oknem wychodzącym na basen. Nie polecamy, jeżeli dostaniecie taki to spróbujcie go wymienić na pokój na wyższym piętrze, albo inną lokalizację. Niskie położenie wiąże się z hałasem jaki powoduje praktycznie każdy idący z walizką na kółkach, z serwisem sprzątającym, który pcha wózek, gadającymi ludźmi oraz spuszczaną wodą z góry, gdy przypadkiem ktoś nie zamknie łazienki. Taka pobudka o szóstej rano bo właśnie ktoś przyjechał i szuka pokoju może wkurwić.
Wyposażenie pokoju, nie zniszczone widać że jest nowe. Łazienka elegancka, pod prysznicem śmiało można we dwoje się … umyć. Dostępny telewizor z czterema Polskimi kanałami, tylko co kilka minut przerywały tak jakby gubiły zasięg. Basen mały, wkoło bardzo dużo leżaków i parasoli.
BARDZO WAŻNE!!! O tym wspomniała nam rezydentka, Wam zapewne też to powie – natomiast my Wam opiszemy jak to wygląda od strony praktycznej. Na wyspie jest jak na solarium, wieje i grzeje mocno słońce. Pierwszego dnia wybraliśmy się na spacer bardzo szeroką promenadą biegnącą wzdłuż brzegu, przed wyjściem z żoną posmarowaliśmy się mazidłami ale luba zapomniała o stopach. Mnie tak nie wzięło, ale żona do końca pobytu cierpiała przez w sumie mały błąd, stąd pamiętajcie żeby smarować się a jeżeli idziecie na wycieczkę to nałożyć krem na odkryte części ciała: czoło, kark, przedramię, nogi, stopy.

Plaże. Na zdjęciach w sieci reklamujących ten hotel jest plaża „pokryta” leżakami i parasolami z adnotacją, że płatne. Świeży piasek jest od jednego końca do drugiego, reasumując … pięknie. Podczas naszego pobytu, leżaków nie było, woda podmyła plaże i na małym kawałku widać było co się znajduje pod spodem, czyli to z czego jest cała wyspa – czarne skały powulkaniczne. Idąc w/w promenadą można dojść do drugiej plaży, która jest o niebo lepsza. Warto tam chodzić, jeżeli lubicie nurkować głębokość nie jest powalająca ale dla nas amatorów była pod tym kątem wyśmienita. Dodamy tylko, że na zdjęciach wrzuconych na naszym profilu na FB, jest widok gdy jest odpływ i widać przez to wszystko to co jest pod wodą w ciągu dnia.

Hotelowe atrakcje. Codziennie wieczorem nad recepcją odbywają się pokazy. My zawitaliśmy na pokazy: ptaków, Bollywood dance, węży i jaszczurek oraz na recital jakiejś piosenkarki. W ciągu dnia, na terenie basenu odbywały się animację – nas nie było stąd Wam nie opiszemy co tam się działo, ale ostatniego dnia był mecz piłki wodnej. Dla zainteresowanych, oprócz stałych posiłków był do dyspozycji bar z alkoholami oraz innym napojami typu pepsi, mirinda włącznie z gorącą czekoladą i kawami. Bym zapomniał, zaraz przed wieczornymi występami była pół godzinna zabawa dla dzieciaków – było bardzo śmiesznie, warto polecamy tam chodzić. Recepcja hotelu bardzo pomocna i nawet dla słabo operujących językiem angielskim, pomogą i doradzą.

Okolica hotelu. To w dużej części sklepy i knajpy, można by tu spędzić dwa tygodnie i codziennie wieczorem stołować się w innej knajpie a i tak byście nie zaliczyli 10% miejsc. Świetna atmosfera panuje wieczorem, ludzie są uśmiechnięci i wyluzowani. okoliczni sprzedawcy kulturalnie zapraszają do skorzystania z ich menu. Za hotelem jest duże rondo gdzie odbywają się lokalne pokazy. My trafiliśmy na bębniarzy – świetna sprawa, super grali! Zdecydowaliśmy się na piesze wędrówki, poznanie miasta zajęło nam dwa dni (w recepcji jest mapa za free), kolejnego dnia wypożyczyliśmy z hotelu dwa rowery i pojechaliśmy za miasto. No cóż, to jest tak, jak byśmy się teleportowali z wysp kanaryjskich na Marsa. Krajobraz za ostatnim ośrodkiem wypoczynkowym to kamień na kamieniu, pustynia kamieni, góry nic co można by podziwiać. Pojechaliśmy do wioski, którą widzieliśmy podczas spaceru, nic oprócz domostw tam nie ma. Nic nie szczeka, domy otwarte, żadnego ogródka, słońce pali, chociaż domy postawili w/g jakiegoś planu z daleka widać linie proste. Żadnej innej plaży. W drodze powrotnej mijaliśmy gospodarstwo z końmi – takie bardziej szkapy niż ogiery wyścigowe. Po spotkaniu z rezydentką, była możliwość wykupienia wycieczek – my się nie zdecydowaliśmy, osobiście bym polecił wziąć więcej kasy i wynająć samochód.

W trakcie pobytu poznaliśmy polską parę, która traktowała ten wyjazd jako spóźniony „miesiąc miodowy”. Wyjazd i pobyt tylko we dwoje jest fajny, natomiast wyjście gdzieś we czwórkę (gdziekolwiek) to naprawdę dobry pomysł i nie mam co do tego wątpliwości, że znajomość z wyspy przetrwa również w Polsce.

Wylot. Ciężka sprawa – (odprawa o 22:00) samolot ze względu na silne wiatry z jednej strony wyspy musiał lecieć na górami i wziął mniej paliwa, stąd zaliczyliśmy międzylądowanie w Marakeszu na tankowanie. Brzmi orientalnie i niby ciekawie, ale oprócz światełek nad miastem, widoku z okna na lotnisko nic nie widzieliśmy. Wszystko się przeciągało, tankowanie, lot, potem odbiór bagaży – efekt był taki, że noc w plecy. Podczas lotu znowu byliśmy szprycowani ofertami handlowymi, to już było przegięcie bo dzieciaki spały a jak tylko się odezwała stewardessa to się zaczynała jazda, jedno płakało to zaraz drugie i domino. Tym samym nie polecam rejsów nocą i jeżeli jesteście w stanie wybrać tak wycieczkę by przeloty były w ciągu dnia – to tak zróbcie!

Nasza ocena. Czwórka z małym minusem.

Więcej zdjęć? Zapraszamy na nasz profil na FB.

Wakacje na Lanzarote

Rewelacyjna plaża!

Wakacje na Lanzarote

W poszukiwaniu ciekawej plaży.

Wakacje na Lanzarote

W tym hotelu mają własną plażę oraz ciek wodny wokół restauracji. Świetnie to wyglądało.

1 comment

  1. Jola napisał(a):

    Z większością rzeczy opisanych w poście się zgadzam 🙂 Dodam tylko, że jeśli ktoś jest nastawiony na robienie zakupów to nie jest to najlepsza lokalizacja. Poza straganikami z kubkami, muszelkami, gwizdkami i innymi tego typu gadżetami niewiele było do zobaczenia. Z rzeczy bardziej przydatnych (zwłaszcza po spaleniu słońcem, o które rzeczywiście bardzo łatwo) pamiętać trzeba, że to miejsce to mekka aloesu, który jest tani i dostępny w wielu punktach 🙂
    Jeśli chodzi o pokoje hotelowe to zdecydowanie zależy od tego gdzie się trafi. My mieliśmy (zupełnie przypadkowo) niemal mały apartament z kuchnią, częścią salonową, sypialnią i dużą łazienką – absolutnie żadnych powodów do narzekań – więc polecam pokoje na piętrze 😉
    Pobyt spokojny aczkolwiek bardzo udany – no i jaka znajomość przywieziona do Warszawy 🙂

    Pozdrawiam

Leave a comment

Comment form

All fields marked (*) are required